Warner Bros: Ile chcesz złamać podstawowych zasad języka filmu?
Luca Guadagnino: Tak
Boże jaka toksyczność kipie z twojej strony... Naśmiewam się z tego co napisał Zico a nie ty
To dlaczego odpowiadasz na mój komentarz, a nie na jego? Plus uwielbiam "argument" toksyczności od najbardziej toksycznych ludzi haha
Nie przejmuj się nim :) To, że chciałaś dowiedzieć się więcej, wcale nie jest toksyczne więc proszę tego nie bierz do siebie. Sam chętnie dowiem się, co użytkownik miał na myśli, że złamane zostały wszystkie zasady, bo nie uważam żeby to był AŻ TAK eksperymentalny film :P
Jakie są te zasady? Ja sobie właśnie myślałem że to jeden z najlepszych konwencjonalnych filmów jakie w życiu widziałem. No może ta pocięta chronologicznie fabuła to jest ta złamana zasada
Brak struktury 3-aktowej; namolne retrospekcje co 5 sekund (czasem żeby tylko przypomnieć, że wciąż mamy inną linię czasową, w której grają finał); muzyka zagłuszająca dialogi i pojawiająca się zwykle znikąd i nie wiadomo dlaczego; przeciągnięte w finale teledyskowe ujęcia slow-motion na przesadnie spoconych aktorów; chaotyczny montaż (punkty, w których spoczywa oko widza w danej scenie, nie przechodzą płynnie pomiędzy cięciami, więc widz jest zmuszony jest skakać wzrokiem np. od prawej do lewej - jak za piłką tenisową). Wszystko jednak zrobione intencjonalnie, po to, by przeciągnięte do maksimum oczekiwanie na rozwiązanie akcji dało widzowi poczucie euforii. Ten film męczy widza, zwłaszcza w drugiej połowie, co jest bardzo ryzykownym zabiegiem, ale moim zdaniem się opłaca - intencją filmu według mnie było właśnie wywołanie w oglądającym poczucie zmęczenia jak zawodnik po rozegranym (i wygranym) meczu.
jestem dziwny, bo ten film mnie nie zmęczył, a co do stuktury 3 aktowej, przecież ona była, tylko pocięta.
Chyba za dużo oststanio filmów koreańskich oglądam, bo u nich cięcie fabuły i retrospekcje to standard.Jak jezcze dojdzie do tego słabe zaznaczanie lini czasowej. Jedocześne dla nie azjaty duże podobieństwo niktórych aktorów. To można tylkow spytać się, czy w tym Chelendzerze były jakieś cięcia czasowe? Przecież to normalny sposób przedstawiania fabuły XD
To fakt... Przyznam, że momentami (szczególnie pod koniec) aż mi się "Do utraty tchu" Godarda przypominało, czy raczej: niektóre amerykańskie recenzje tego klasyka, w których autorzy zastanawiali się czy Godard kompletnie nie zna podstawowych nawet reguł reżyserii, skoro wszystkie złamał, czy też zna je tak doskonale, iż pozwala sobie brawurowo je łamać :) Guadagnino to z pewnością drugi z tych przypadków i tym filmem po raz kolejny IMO udowodnił, że jest w tej chwili jednym z topowych reżyserów. Dzięki tej odwadze, dezynwolturze i odrobinie (no, dużej odrobinie) szaleństwa udało mu się zmienić banalną w sumie i niewnoszącą wiele nowego fabułę w... Kinoodjazd :)