Asia i Marek po studiach kupili stary dom tuż przy wschodniej granicy Polski - w Puszczy Białowieskiej, najstarszym lesie Europy. To ich mały raj - miejsce, w którym ich dzieci miały bezpiecznie dorastać z dala od problemów współczesnego świata. Dla Marysi, Ignacego i Franka las jest drugim domem, oswojonym i niebudzącym lęku. Ale
biegłam na ten film z ogromnie pozytywnym nastawieniem, bo sama byłam na granicy, bo z opisu spodziewałam się wzruszającej i mocnej historii... ten film niestety daleko odbiega od opisu... w ogóle nie widać zła, które dzieje się w lesie... ot, sielanka zwyczajnej rodzinki, którą na moment zakłócają uchodźcy......
Mam wrażenie, że dialogi były mocno wyreżyserowane - pracuję z dziećmi na co dzień i nie chce mi się wierzyć, że same między sobą rozmawiałyby w ten sposób o uchodźcach.
Dobrze że dano angielskie napisy - nic z dialogów nie rozumiałam. Dźwięki lasu mnie ogłuszały, dzieci nie słychać.
Szukam na MDAG i szukam i znaleźć nie mogę.
Co mnie interesują problemy kochającego się małżeństwa ze słodkimi dzieciaczkami, które prowadzi świetną agroturystykę (koleżanki były, polecają)? Mam wrażenie, że to pójście na łatwiznę, bo wiadomo dzieciaczki i kotki sprzedadzą film, w tym przypadku dzieciaczki i żubry....
I to dostało nagrodę MDAG? Mamy się wzruszyć świętą rodzinką, która się wzrusza. Nie, nie zaangażował mnie emocjonalnie ten film ani na chwilę. A dzieci mają mieć kontakty z innymi dziećmi i bzdurą jest założenie, że trzeba je chronić od rzeczywistości. Jak mają sobie później z nią poradzić. Świat to nie cukierek...